163

Nie mogę nie zwierzyć się wam z czegoś, co stanowi dla mnie powód do żalu i zachętę do działania: jest to myśl o ludziach, którzy jeszcze nie znają Chrystusa, którzy nie przeczuwają jeszcze głębi szczęścia oczekującego nas w niebie i chodzą po ziemi jak ślepcy, goniąc za radością, której prawdziwego imienia nie znają, lub też gubiąc się na drogach, które oddalają ich od autentycznego szczęścia. Jakże dobrze rozumiem, co musiał czuć Apostoł Paweł owej nocy w Troadzie, kiedy w czasie snu miał widzenie: jakiś Macedończyk stanął [przed nim] i błagał go: "Przepraw się do Macedonii i pomóż nam!" Zaraz po tym widzeniu staraliśmy się - Paweł i Tymoteusz - wyruszyć do Macedonii w przekonaniu, że Bóg nas wezwał, abyśmy głosili im Ewangelię.

Czy nie odczuwacie i wy, że Bóg nas wzywa, że - poprzez to wszystko, co wydarza się wokół nas - pobudza nas do głoszenia dobrej nowiny o przyjściu Jezusa? Czasem jednak my, chrześcijanie, pomniejszamy swoje powołanie, stajemy się powierzchowni, tracimy czas na sporach i kłótniach. Co gorsza, nie brakuje też takich, którzy okazują fałszywe zgorszenie wobec sposobu, w jaki inni praktykują pewne aspekty wiary lub określone nabożeństwa, a którzy zamiast wskazać drogę, starając się praktykować je w sposób, jaki uznają za prawidłowy, oddają się niszczeniu i krytyce. Owszem, w życiu chrześcijan mogą się zdarzać i zdarzają się niedociągnięcia. Ale to, co ważne, to nie my i nasze nędze: liczy się tylko On, Jezus. To o Chrystusie powinniśmy mówić, a nie o sobie samych.

Te refleksje, które właśnie przedstawiłem, są spowodowane komentarzami na temat rzekomego kryzysu nabożeństwa do Najświętszego Serca Pana Jezusa. Nie ma takiego kryzysu. Prawdziwe nabożeństwo było i jest obecnie żywą, pełną ludzkiego i nadprzyrodzonego sensu postawą. Jego owoce były i nadal są słodkimi owocami nawrócenia, oddania, pełnienia woli Bożej, miłosnego zgłębiania tajemnic Odkupienia.

Czymś zupełnie innym są natomiast przejawy tego bezużytecznego sentymentalizmu, wyzutego z doktryny, przesyconego płytką pobożnością. Mnie również nie podobają się kiczowate wizerunki - te figurki Najświętszego Serca, które nie mogą pobudzać do żadnego nabożeństwa osób o zdrowym rozsądku i nadprzyrodzonym podejściu chrześcijan. Nie jest jednak oznaką zdrowej logiki przemienianie praktycznych nadużyć, które same w końcu znikną, w problem doktrynalny, teologiczny.

Jeśli jest kryzys, to jest to kryzys w ludzkich sercach, które nie potrafią - z powodu krótkowzroczności, egoizmu, ciasnych horyzontów - dostrzec niezgłębionej miłości Chrystusa, naszego Pana. Liturgia Kościoła świętego, od czasu ustanowienia dzisiejszego święta, potrafiła zaoferować pokarm dla prawdziwej pobożności, wybierając do czytań mszalnych tekst św. Pawła, w którym proponuje się nam cały program życia kontemplacyjnego - poznanie i miłość, modlitwa i życie - rozpoczynający się właśnie od nabożeństwa do Serca Jezusowego. Sam Bóg, przez usta Apostoła, zaprasza nas do kroczenia tą drogą: Niech Chrystus zamieszka przez wiarę w waszych sercach; abyście w miłości wkorzenieni i ugruntowani, wraz ze wszystkimi świętymi zdołali ogarnąć duchem, czym jest Szerokość, Długość, Wysokość i Głębokość, i poznać miłość Chrystusa, przewyższającą wszelką wiedzę, abyście zostali napełnieni całą Pełnią Bożą.

Pełnia Boża ukazuje się nam i oddaje w Chrystusie, w miłości Chrystusa, w Sercu Chrystusa. Ponieważ jest to Serce Tego, w którym mieszka cała Pełnia: Bóstwo na sposób ciała. Dlatego, jeśli straci się z oczu ten wielki zamysł Boży - strumień miłości ustanowiony w świecie poprzez Wcielenie, Odkupienie i Pięćdziesiątnicę - nie zrozumie się czułości Serca Pana.

Ten punkt w innym języku